Karel Schwarzenberg 80
80 lat kończy dziś Karel Schwarzenberg, którego życie jest pasjonującą opowieścią o historii Czech w XX i XXI wieku.
Wśród jego przodków znaleźć można kardynałów, dowódców wojskowych i polityków. Jako dziedzic szlacheckiego rodu, którego korzenie sięgają XII wieku, w dzieciństwie dwukrotnie był zmuszony do emigracji. Najpierw w roku 1942, gdy naziści przejęli rodowy zamek Orlík w południowych Czechach, następnie, po przewrocie komunistycznym z lutego 1948 r., jego rodzina zdecydowała się na emigrację do Austrii. W Wiedniu studiował prawo, ale studiów nie dokończył. W 1965 r., decyzją wuja Henryka, stał się zarządcą majątku rodzinnego. Od tego czasu książę w rubryce „zawód” deklaruje: „leśnik i karczmarz”.
Na emigracji w latach 80. wspierał czechosłowacką opozycję – w zamku Scheinfeld umieścił archiwum dysydenckiej literatury – i stanął na czele Międzynarodowego Komitetu Helsińskiego. Według swoich słów, na wydarzenia aksamitnej rewolucji „czekał 41 lat”, a dzień wyboru Václava Havla na prezydenta uważa za najszczęśliwszy w całym życiu. Symbolicznie, kluczowe wydarzenia czechosłowackiej rewolucji (dymisja prezydenta Husáka i powołanie rządu Mariána Čalfy) odegrały się 10 grudnia, w Dzień Praw Człowieka i jego urodziny. Po powrocie do kraju, jako szef kancelarii prezydenta, należał do najbliższych współpracowników Havla.
Jego dalsze zaangażowanie w politykę (sprawował mandat senatora i posła, dwukrotnie obejmował urząd ministra spraw zagranicznych) wielu widziało jako przedłużenie „linii Havla”. Do wyborów prezydenckich w styczniu 2013 r. startował jako depozytariusz wartości pierwszego prezydenta Republiki Czeskiej. W kampanii, w której finale rozdmuchane zostały wątki antyniemieckie i antyszlacheckie, Schwarzenberg – przedstawiciel praskiej kawiarni – musiał uznać wyższość Miloša Zemana. Dla wielu książę pozostaje nie dość prawdziwym Czechem.
Rodaków ujmuje swoim sposobem bycia, z charakterystyczną fajką i szerokim spojrzeniem na sprawy. Gdy zdarzało mu się przysypiać na posiedzeniach parlamentu, potrafił przekuć to na swoją korzyść – jego tłumaczenie „lepiej przysnąć, niż słuchać tych bzdur” uznano za najlepszy slogan polityczny 2010 roku. Kilkukrotnie zapowiadał wycofanie się z bieżącej polityki, by za każdym razem wycofać się z swoich deklaracji. „Jestem zwierzęciem politycznym – tłumaczył – będę tu tak długo, na ile zdrowie pozwoli”.
Dobrego zdrowia, Książę!