Katarzyna Pyrka - Moje Pobliża

Pana Rafała spotkałam w drodze do Solecznik, wiózł mnie Uberem przez Wrocław. Ot, zwykła przejażdżka i zwykły kierowca, a droga dość długa, bo półgodzinna, więc Pan Rafał, po zawiadomieniu straży miejskiej o nieprawidłowym parkowaniu na moim osiedlu oraz skrytykowaniu przedłużającego się remontu ulicy Hubskiej postanowił zadać standardowe pytanie – a gdzie Pani jedzie? Tłumaczę, że na spotkanie z kierowcą blablacara (coachem Łukaszem, ale to już inna historia), ale Pan Rafał był żądny wiedzy – a dokąd tym blablacarem pojadę? Tłumaczę, że do Warszawy, ale tak w ogóle to dalej, na Litwę. Dokąd? – nie dawał mi spokoju Pan Rafał. Do Wilna – powiedziałam, uznając, że wchodzenie w szczegóły i tłumaczenie Panu Rafałowi, że do Solecznik, jest całkowicie bezcelowe, bo kto by wiedział, gdzie są Soleczniki?

O dziwo, Pana Rafała taka odpowiedź usatysfakcjonowała, okazało się bowiem, że z Wileńszczyzny, a dokładniej to właśnie z Solecznik, pochodziła babcia jego żony. Po wojnie trafiła do Wrocławia i niestety już nie żyje, była osobą skromną, do przeżycia starczała jej kromka chleba i jedna suknia, wie Pani, takie to przedwojenne pokolenie – powiedział Pan Rafał, żona natomiast ma się znakomicie, wraz z Panem Rafałem chcieliby się wybrać do Solecznik śladami babki i sprawdzić, czy faktycznie mieszkający tam Polacy są skromni, lecz wielkiego ducha.

A po co ja tak właściwie tam jeżdżę? – pyta Pan Rafał. Może tak jak żonę Pana Rafała ciągnie mnie tam rodzinny sentyment? Albo może nie rodzinny tylko kresowy? W końcu mimo że babcia żony Pana Rafała została ekspatriantką, to na Litwie nadal mieszka wielu Polaków i są oni, jak Pan Rafał słyszał w mediach, dyskryminowani.

Panie Rafale, rejon solecznicki to taki polski kociołek na Litwie wrzynający się już w Białoruś, a trafiłam tam dość przypadkowo, jeżdżę od ośmiu lat i po ośmiu latach nadal nie wiem, czy mniejszość polska na Litwie jest represjonowana – zależy, kogo spytać; nie wiem też, czy tam, na Wileńszczyźnie, można odnaleźć prawdziwą polskość – Piłsudski, obwarzanek itd. itp.; bo nie dlatego tu bywam; choć oczywiście miłośnicy Kresów znajdą tu coś dla siebie i niewątpliwie wielu Polaków przyjeżdża tu z tych właśnie powodów – bo jak śpiewał Janusz Laskowski: Soleczniki miasto miłe| dajesz sercom polskim siłę| a gdzie polskie serce bije|tam wciąż Polska nasza żyje.

Nie mam też żadnych związków rodzinnych z tym miejscem – wprawdzie jedna z babć pochodzi z Wileńszczyzny, ale z okolic bliższych Wilejce niż Wilnu, spod Kościeniewicz, z nieistniejącego już folwarku Kowalewszczyzna we współczesnym obwodzie mińskim. Pozostałe tropy prowadzą przez Monasterzyska na współczesnej Ukrainie, Zagłębie Dąbrowskie i Śrem, a łączą się w poniemieckich domach w miasteczkach Czerwieńsk, Krępa i Leśniów Wielki pod Zieloną Górą. Jednak z żadnym z tych miejsc nie czuję się związana tak, jak z Solecznikami.

Podobnie zresztą jest z Wilnem – rzadko jest głównym celem mojej podróży; jest dla mnie raczej miejscem tranzytowym, punktem na trasie, gdzie mogę przesiąść się do autobusu z tabliczką Vilnius – Šalčininkai.

Zresztą, jak śpiewała prześmiewczo kultowa już Kapela Wujka Mańka: Jeżeli tobie w Wilnie źle|to wtedy szybko pakuj się|jedź jak najprędzej do Solecznik!

W pół godziny zdążyłam ledwo pobieżnie opowiedzieć Panu Rafałowi o sytuacji mniejszości polskiej i obiecać wysłać (MMS-em!) zdjęcia z najbardziej interesujących miejsc w Solecznikach, wyrażając jednocześnie wątpliwość, czy takie zdjęcia zachęcą Pana Rafała z małżonką do odwiedzenia Solecznik – bo obok kościoła powstałego na miejscu dawnej kaplicy cmentarnej gdzie, podobno, Mickiewicz przypatrywał się obrzędowi dziadów i na tej podstawie napisał jeden ze swoich najsłynniejszych dramatów czy neoklasycystycznego pałacu Wagnerów, to jednak nie każdy jest miłośnikiem takich form architektonicznych, jakie w Solecznikach dominują, a więc typowo socjalistycznych bloków, które znajdziemy także w Polsce, czy uniwermagu Eglė.

Opowiadając o Solecznikach i zmierzając do nich, żegnając się jednocześnie z kierowcą, nadal zastanawiałam się, dlaczego każdego roku muszę złożyć wizytę w bursie polskiego Gimnazjum im. Jana Śniadeckiego, pojeść blińczyków z maczanką na Dożynkach i złapać się na białoruską sieć komórkową (naliczającą srogie, bo nieunijne, opłaty!), tam, gdzie na Białoruś już z Solecznik najbliżej, a więc gdzieś na trasie między solecznickim domem dziecka a cmentarzem.

Dlaczego ekscytują mnie informacje o hodowli ślimaków w garażu, zawodach oraczy czy wizycie delegacji z Tarnowa Podgórnego w samorządzie? Trudno to określić, tak samo, jak trudno mi nadal wskazać, czym właściwie są Pobliża – niewątpliwie jednak jednymi z nich są właśnie Soleczniki, które, choć dość daleko w przestrzeni, leżą gdzieś bardzo blisko w moim osobistym, mentalnym atlasie. Faraway, so close!

P.S. Wysłałam. Pan Rafał odpisał: „Bardzo dziękuję, żona na pewno się ucieszy, będziemy myśleć o wycieczce do Soleczniki. Pozdrawiam i miłego pobytu, we Wrocławiu leje deszcz od trzech dni Pozdrawiam jeszcze raz”.

Panie Rafale, rejon solecznicki to taki polski kociołek na Litwie wrzynający się już w Białoruś.

Katarzyna Pyrka

katarzyna-pyrka
Katarzyna Pyrka
Absolwentka socjologii i kulturoznawstwa na Uniwersytecie Wrocławskim; uczestniczka projektów badawczych prowadzonych wśród mniejszości polskiej na Litwie; koordynatorka projektów kulturalnych i naukowych.
Prezes Fundacji Pobliża.